NAPOMNIENIA ŚW. FRANCISZKA Z ASYŻU - NAPOMNIENIE X - FRANCESCO - WIRTUALNY CZASOPIS FRANCISZKAŃSKI

Przejdź do treści

NAPOMNIENIA ŚW. FRANCISZKA Z ASYŻU - NAPOMNIENIE X

BIBLIOTHECA FRANCESCANA > NAPOMNIENIA ŚW. FRANCISZKA



NAPOMNIENIE DZIESIĄTE

UMARTWIENIE CIAŁA

Często odczuwamy w naszym życiu, także w życiu zakonnym, że nie stajemy na wysokości zadania, że nie wypełniamy tego, co poprzez wezwanie Boże nałożone na nas zostało jako święty obowiązek. Wystarczająco często uświadamiamy sobie, że nie wypełniamy tego, do czego zobowiązaliśmy się przez naszą profesję. W chwilach szczerości musimy przyznać, że wciąż jeszcze grzech gości w naszym życiu. Dlatego też musimy stanąć przed świętym Bogiem i wyznać Mu, że jesteśmy grzesznikami, że czynimy zło. I wtedy właśnie, gdy w trakcie uczciwie przeprowadzonego rachunku sumienia dochodzimy do poznania naszej ułomności i grzeszności, zachowujemy właściwą postawę, jak przystało franciszkanom, którzy "starają się naśladować pokorę i ubóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa" (1Reg 9,1). W tym Napomnieniu chodzi Franciszkowi właśnie o taką postawę. Poprzez to Napomnienie wkracza w tajemne zakamarki naszego życia wewnętrznego i wyjawia je w prosty i jasny sposób. Odkrywa rany, co nierzadko powoduje wielki ból, lecz prowadzi do ulgi, do wyleczenia.

[1]Wielu jest takich, którzy grzesząc lub doznając krzywdy, składają winę na nieprzyjaciela lub bliźniego. [2]Lecz nie tak jest: każdy bowiem ma w swej mocy nieprzyjaciela, mianowicie ciało, przez które grzeszy. [3]Dlatego błogosławiony ten sługa (Mt 24,46), który mając w swej władzy takiego nieprzyjaciela, będzie zawsze trzymał go związanego i roztropnie miał się przed nim na baczności. [4]Dopóki bowiem tak będzie postępował, żaden inny nieprzyjaciel, widzialny czy niewidzialny, nie będzie mógł mu szkodzić.


Z CHRYSTUSEM ZWYCIĘŻAMY ZŁO, KTÓRE JEST W NAS

Rozważmy pierwszą frazę powyższego tekstu:

[1]Wielu jest takich, którzy grzesząc lub doznając krzywdy, składają winę na nieprzyjaciela lub bliźniego.

Zdanie to uświadamia nam pewne niebezpieczeństwo, które ma swoje źródło w niewłaściwej postawie przyjmowanej w sytuacji, którą właśnie przedstawiliśmy. Zdarzają się ludzie, nawet osoby zakonne, którzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że grzeszą, czynią zło, zawodzą. Świadomi są tego, że w swoim życiu, życiu zakonnym, nie realizują tego, do czego zobowiązali się w Chrzcie św., a co potwierdzili  w dniu profesji. Bardzo często nawet otwarcie się do tego przyznają. I tu właśnie pojawia się zagrożenie - gdyż winy za ten stan nie przypisują sobie, lecz obarczają nią innych: bliźnich czy też nieprzyjaciół, chcąc tym samym usprawiedliwić samych siebie. Pragną oczyścić się z winy zrzucając odpowiedzialność za własne odstępstwa, za własne mniej lub bardziej złe życie, nawet za własne grzechy - na innych. Tacy myślą i często mówią o tym, że z całą pewnością prowadziliby lepsze życie zakonne, gdyby tylko inni - bracia i siostry klasztornej wspólnoty - dali im dobry przykład. Czy tej właśnie postawy nie można nazwać: "składają winę [...] na bliźniego"? I czy nie ma też takich, którzy sądzą, że wypełnialiby lepiej i wierniej obowiązki życia zakonnego, gdyby tylko powierzono im w klasztorze jakieś inne zadanie? Czy to nie nazywa się czasem zrzucaniem winy na panujące stosunki? I czy nie ma takich, którzy wierzą, że lepiej zachowaliby ślub czystości i doskonalej prowadziliby życie zjednoczone z Bogiem, gdyby nie mieli tyle pokus? Czy to nie nazywa się czasem: "składają winę na nieprzyjaciela"? W ten sposób ludzie ci próbują się usprawiedliwić i uspokoić własne sumienie. Mimo coraz lepszego poznania nic się nie zmienia w ich życiu. Tak. I to właśnie jest wielkim zagrożeniem, niebezpieczeństwem dla naszego chrześcijańskiego życia. Franciszek pragnie je uchwycić w tym Napomnieniu. W nim zamierza uwolnić nas od tej tragicznej w skutkach ślepoty wobec samych siebie.

[2]Lecz nie tak jest: każdy bowiem ma w swej mocy nieprzyjaciela, mianowicie ciało, przez które grzeszy.

Krótkim stwierdzeniem: "Lecz nie tak jest...", ucina Franciszek wszelkie próby usprawiedliwiania się, zrzucania winy na innych. Przyczyna naszego odstępstwa, naszego grzechu nie leży bowiem na zewnątrz nas, lecz w naszym wnętrzu: "mianowicie ciało, przez które grzeszy".

Aby lepiej zrozumieć, musimy określić pojęcie "ciało". Franciszek nie myśli tutaj tylko o organizmie, nie pojmuje go też w ramach przeciwstawienia "ciało" i "dusza", lecz odwołuje się do znaczenia, jakie nadał temu pojęciu św. Paweł, gdy mówiąc o ciele miał na myśli to wszystko, co tkwi w nas i powoduje, że sprzeciwiamy się Bogu, że postępujemy wbrew Jego woli. Powiedzielibyśmy dzisiaj: to miłość własnego "ja", miłość egoistyczna w człowieku, czyli to wszystko, co w ludzki sposób myśli i odczuwa; co rozumuje po ziemsku i reaguje w czysto ludzki sposób; co chce samo o sobie decydować. Krótko mówiąc: "ja", które chce zająć miejsce Boga! To ono jest właśnie tym ciałem, przez które grzeszymy (por. Pisma, s. 300-307).

Nie wybielajmy się więc sami! Nie zwódźmy samych siebie naciąganymi usprawiedliwieniami! To nasze własne "ja" jest korzeniem wszelkiego odstępstwa i to ono ponosi winę za nasze grzechy - bo będąc zbyt wygodne nie chce podporządkować się Bogu. Czy sam Pan nie powiedział w Ewangelii: "Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym" (Mk 7,21-23; por. 1Reg 22,7). To samo wyraża Franciszek mówiąc krótko: "mianowicie ciało, przez które grzeszy".

Dlatego więc tak łatwo i chętnie ulegamy złemu przykładowi. Dlatego więc tak szybko i bez sprzeciwu poddajemy się wpływom otoczenia. I dlatego też nasz wróg nie musi się zbytnio trudzić. Na tym polega "zewnętrzne" działanie zła. Ale w ostateczności najgroźniejszym wrogiem jest nasze własne, krnąbrne, samowolne, wygodne i obojętne "ja" - bo z niego wychodzi wszelkie zło. To ono jest nieprzyjacielem dobra w naszym życiu.

Nie jesteśmy jednak wobec niego bezradni, gdyż: "każdy bowiem ma w swej mocy nieprzyjaciela". Zostaliśmy przecież zbawieni przez Chrystusa. Jesteśmy przecież ludźmi, którzy nieustannie, przez Słowo Boże i święte sakramenty otrzymują moc, by zapanować nad tym nieprzyjacielem chrześcijańskiego życia. Mamy przecież - o czym na innym miejscu wspomina Franciszek - "Najświętsze Ciało i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz Jego najświętsze Imiona i Słowa, które uświęcają ciało (por. LD 1). Poprzez nie właśnie daje nam Bóg w swojej zbawczej łasce potężny środek, dzięki któremu możemy skutecznie rozprawić się z wrogim Bogu "ja". To właśnie dzięki światłu Słowa Bożego i mocy płynącej z sakramentów obumiera w nas to wszystko, co jest Jemu przeciwne, a rozwija się nowe życie, które kształtowane jest zgodnie z Jego wolą.

[3]Dlatego błogosławiony ten sługa (Mt 24,46), który mając w swej władzy takiego nieprzyjaciela, będzie zawsze trzymał go związanego i roztropnie miał się przed nim na baczności. [4]Dopóki bowiem tak będzie postępował, żaden inny nieprzyjaciel, widzialny czy niewidzialny, nie będzie mógł mu szkodzić.

Błogosławiony jest zatem ten człowiek, który przyjmując z wdzięcznością ofiarowane mu zbawienie czyni je swoim i współpracuje z nim. Może także ten talent zakopać, zamiast go pomnażać. (por. Mt 25,24n). Sam Pan wytłumaczył nam, na czym ta współpraca powinna polegać: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Łk 9,23). Oznacza to, że nieprzyjaciela, którego mamy w swej władzy, trzymać będziemy "związanego" poprzez samozaparcie, będące wytrwałym "mówieniem nie" sobie samemu i poprzez obumieranie, które jest podążaniem za Panem drogą krzyżową. W ten sposób duch ciała, który zabiega o moje własne "ja", usunięty zostaje przez Ducha Pańskiego, który pełni zawsze wolę Bożą (por. 1Reg 17,14). I tak, napełniając się Duchem Pańskim, który zaczyna w nas panować, stajemy się uczniami Chrystusa.

Zdołamy tego nieprzyjaciela utrzymać związanego, gdy żyć będziemy zgodnie z zasadą wypowiedzianą przez św. Jana Chrzciciela: "Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał" (J 3,30). Ten więc, kto chce żyć jako uczeń Chrystusa, musi jak On myśleć, musi jak On chcieć i postępować. Wtedy właśnie wzrastać w nim będzie Chrystus; Ten, który jako mocniejszy pokonuje mocarza (por. Łk 11,21). Tylko ten bowiem, kto wyrzeka się samego siebie, kto nie ufa tylko własnej mocy i mądrości, a więc ten, kto jest prawdziwie ubogi - wszystko może w Tym, który go umacnia (por. Flp 4,13).

Franciszek zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt poruszanego zagadnienia: musimy się mądrze bronić przed sobą samym. Jak długo bowiem będziemy żyć, tak długo nasze "ja" starać się będzie dochodzić praw, które mu nie przysługują. Dlatego ważne jest, by  poznać jego sztuczki i sposoby maskowania. Wtedy będziemy mogli bez skrupułów odkrywać jego podszepty i usprawiedliwienia - troszcząc się o to, aby nie zacząć znów oszukiwać samych siebie. Do tego właśnie odnoszą się słowa: "Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!" (Mt 10,16n).

Jeżeli tak będziemy postępować, współpracując nieustannie z łaską zbawczą, żaden inny nieprzyjaciel, widzialny czy niewidzialny, nie będzie mógł nam zaszkodzić, gdyż nie będzie już miał w nas żadnego sprzymierzeńca, żadnego sojusznika, który byłby gotów otworzyć mu drzwi.

 
UWALNIAMY SIEBIE OD NASZYCH PRZEWINIEŃ

Słowa naszego św. Ojca Franciszka są jasne, proste i jednoznaczne. Dlatego też tak głęboko wnikają w nas i taki zbawczy skutek przynoszą. Przyjmijmy je z otwartym sercem i pozwólmy im w nas działać. Niech pomogą nam w tym następujące rozważania:

1/ Czy mają  miejsce w naszym życiu chwile uczciwego rachunku sumienia, rozważania tego, co w nas tkwi? Chwile, w których moglibyśmy w obliczu Boga zbadać krytycznie wszystkie powody, dla których tak chętnie usprawiedliwiamy każde nasze odstępstwo, nasze grzechy, naszą nieprawość? Czy wytrzymują one tę próbę? Jeżeli w rachunku tym posłużymy się słowami św. Założyciela, to czy nie będziemy musieli przyznać, że przyczyna zła nie znajduje się poza nami, że nie są nią jakieś warunki czy też inni ludzie, lecz ostatecznie jest nią nasze własne "ja"? Że to ono właśnie jest naszym wrogiem, bo nie chcąc pełnić woli Bożej, usilnie pragnie kroczyć własnymi drogami? Czy nie usprawiedliwiamy się zbyt szybko, zwalając winę na nieprzyjaciela zewnętrznego? Takie usprawiedliwienie nie prowadzi jednak do przemiany, do nawrócenia, do rzeczywistej pokuty, która przygotowuje nas na przyjście królestwa Bożego.

Weźmy się zatem w garść! Przecież to jasne, że Mocniejszy - Chrystus, strzeże nas tak, że mocarz, ten wróg zewnętrzny i wewnętrzny nie może nam dać rady. Jednakże On  nie czyni nic bez nas. Dlatego też musimy się starać, aby poprzez samozaparcie i obumieranie naśladować Jezusa i współpracować z Nim w tym, co On chce w nas i poprzez nas działać i dokonać. To On oddał w naszą moc wroga, którego pokonał. teraz jednak musimy czynić wszystko, aby znów nie zapanował nad nami. A najłatwiej i najszybciej dokonuje się to przez takie właśnie samousprawiedliwienie, które niestety zbyt pochopnie akceptujemy. No cóż - droga samozaparcia i wyniszczenia jest trudna, ta druga natomiast wydaje się wygodniejsza. Do życia wchodzi się jednak przez ciasną bramę, bo szeroka i przestronna droga prowadzi do zguby (por. Mt 7,13).

2/ Skoro doszliśmy już do właściwego poznania, zapytajmy dalej: Co dotąd uczyniliśmy, aby utrzymać wroga w swej mocy? Czy poważnie potraktowaliśmy wymogi samozaparcia, to znaczy "mówienia nie" sobie samemu i wyniszczenia, to znaczy podążania za Jezusem drogą krzyżową? Czy staraliśmy się je urzeczywistniać każdego dnia i w każdej sytuacji w naszym życiu - odrzucając wszelkie sprzeciwy, a zwłaszcza wykręty naszego własnego "ja"? Czy jesteśmy świadomi tego, że zbawcza łaska Chrystusa, którą tak często jesteśmy obdarowywani, pozostaje nieskuteczna wskutek naszego niewłaściwego życia? I że w takim wypadku będziemy musieli zdać rachunek z tych zakopanych talentów?    

3/ Czy mądrze bronimy się przed sobą samym? Czy unikamy zadufania w sobie, które powoduje ślepotę? Dlatego błogosławiony ten sługa, który daje się prowadzić Słowu Bożemu! On nie jest ślepy, ponieważ widzi prawdziwe Światło - naszego Pana Jezusa Chrystusa. Ten posiada duchową mądrość, ponieważ ma w sobie Syna Bożego, który jest prawdziwą mądrością Ojca (por. 2LW 67).

4/ Czy żyjemy zbawczą mocą płynącą z sakramentów? Czy nie sprawujemy ich przypadkiem jako czysto zewnętrznych rytów, wskutek czego nie płynie z nich żadna moc do walki z samym sobą? Posłuchajmy raz jeszcze Franciszka: "I bądźmy wszyscy mocno przekonani, że nikt  nie może inaczej się zbawić, jak tylko przez święte słowa i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa... " (2LW 34). Zbawienie to urzeczywistnia się dopiero wtedy , gdy naśladujemy to, co On nam przekazał i ofiarował, gdy wypełniamy  to, do czego nawołuje Franciszek: "Składajcie ciała wasze w ofierze i dźwigajcie Jego święty krzyż, i zachowujcie aż do końca Jego najświętsze przykazania" (Of 15,13). A wtedy i do nas odnosić się będą słowa: "błogosławiony ten sługa".

Za: Esser Kajetan, ofm, Le ammonizioni di San Francesco,
A.S.S.C. Editrice, Roma5,, s. 125-136.
Tłum.: Innocenty A. Kiełbasiewicz, ofm
 

Napomnienie IX          Napomnienie XI

Wróć do spisu treści