KATALOG PEWNEJ OSOBISTEJ PRZYJAŹNI - TYTUŁEM WSTĘPU - FRANCESCO - WIRTUALNY CZASOPIS FRANCISZKAŃSKI

Przejdź do treści

KATALOG PEWNEJ OSOBISTEJ PRZYJAŹNI - TYTUŁEM WSTĘPU

KATALOG PEWNEJ OSOBISTEJ PRZYJAŹNI


CZYTA SIĘ, CZYTA SIĘ, JEST CZYTANE (1)


Długo zastanawiałem się jak wykorzystać wbudowany w moje narzędzia konstrukcji strony web instrument bloga i w końcu zdecydowałem się, by m.in. dawać tu miejsce moim Książkom i mojej fascynacji czytaniem.

niech to będzie taki mój własny, prywatno-osobisty sposób propagowania błogosławionego czytania. W sposób świadomie zamierzony więc nie ma to być i w żadnym razie nie będzie kolejne miejsce osobistych recenzji, gdyż po prostu nie czuję się w żaden sposób kompetentny aby recenzować. To co w moim zamyśle miałoby się tu pojawiać w tym temacie, na 100% nie będzie pisane z żadnego piedestału specjalisty, recenzenta czy krytyka, lecz najzwyklejszego Czytelnika, ciągle jeszcze niewyrobionego i uczącego się Czytelnika, i ciągle jeszcze
chyba w sumie na szczęście tylko Czytelnika. Nie ma to być również w żaden sposób jedynie słuszny spis lektur lub też indeks ksiąg nakazanych. Nie roszczę sobie żadnego prawa do czego innego, jak tylko do całkowicie osobistego, subiektywnego wyboru lektury i dzielenia się tymże spisem. Innymi słowy, całkiem świadomym wyborem jest uczynić z tego miejsca jedynie Prosty Katalog Pewnej Osobistej Przyjaźni :-)

Niech to będzie też w jakiś sposób przedłużeniem strony „O mnie”. Zamiast wiele o sobie opowiadać, uznałem, iż lepiej jest uczynić swego rodzaju autoprezentację, praktycznie realizując parafrazę pewnego przysłowia: Powiedz mi co czytasz, a powiem Ci kim jesteś ;-)

Słowo drukowane nigdy mnie nie bolało. Wprost przeciwnie nawet :-) Okulary, które noszę od 12 roku życia, założyłem przede wszystkim z powodu konspiracyjnego, pod osłoną dziecięcej kołderki i przy użyciu jedynie płaskiej baterii i malutkiej żaróweczki, zaczytywania się książkami i to nie tylko obowiązkowymi lekturami szkolnymi :-D

Pierwszą książką, z którą zawarłem znajomość było "W pustyni i w puszczy" Henryka Sienkiewicza. Ta jeszcze była jedynie słuchana co wieczór po fragmencie odczytywana przez Rodziców. Pamiętam jak dzisiaj, że wielce zafascynowała mnie okładka tej książki (Wyd. PIW), a właściwie umieszczona na niej malutka miniatura, na której przedstawiona była kolorowa dżungla. Dopiero stosunkowo niedawno, po raz kolejny biorąc to wydanie do ręki, zauważyłem, że w samym centrum tej okładkowej ilustracji, w środku dżungli, znajduje się malutka, ciemna sylwetka człowieka, na którego od tyłu rzuca się tygrys. Tak mnie to odkrycie zachwyciło, że po raz kolejny przeczytałem powieść Pana Henryka od deski do deski, jednym tchem :-) Dlatego, pamiętając o mojej fascynacji tą właśnie okładką i konsekwencjami tej fascynacji trwającymi po dziś dzień, jak najbardziej popieram wszelkie akcje typu "Cała polska czyta dzieciom", "Poczytaj mi Mamo", poczytaj mi Tato, Babciu, Dziadku, Bracie, Siostro, itp. również :-)

Książek nigdy mi nie brakowało, zawsze były pod ręką, zasypiały ze mną, podróżowały i oczekiwały w kolejkach. Dość szybko, dzięki Wujkowi i jego znajomościom, poznałem upojny smak zanurzania się w czeluściach najpierw miejskiej, później również i szkolnej biblioteki, a także osobistej, rozrastającej się coraz bardziej biblioteczki, doprowadzając się niemalże do nałogu w czytaniu i w gromadzeniu ;-) Dzisiaj, obok wielu Przyjaciół-Książek mam również wielu Przyjaciół-Ludzi, którzy wiedząc o moim błogosławionym
jak być może naiwnie sądzę nałogu dokarmiali i dokarmiają go niemalże regularnie ;-) Za co im, wszem i wobec, tu i teraz, serdeczne i stokrotne dzięki :-) Mam też nadzieję iż dokarmiać go nie przestaną ;-)

Od 1998 roku mam zasadę, poza wszelkimi innymi momentami codziennego kontaktu z Książką, czytać codziennie przynajmniej 10 minut przed snem. Od czasu podjęcia tego postanowienia, zdarzyło mi się, z różnych przyczyn, naruszyć tę dyscyplinę, najwyżej kilka lub kilkanaście razy. I jeśli działo się tak z mojej winy, to zawsze kończyło się to okrutnymi wyrzutami sumienia :-) Nie znaczy to jednak, że poza tymi 10-cioma minutami nie ofiaruję moim Książkom więcej czasu. Tych 10 minut to jedynie minimum niezbędnej troski o Przyjaźń. Wierzę również, wiarą mocną i niezachwianą, iż należeć to powinno do niezbędnych elementów codziennej higieny osobistej każdego przedstawiciela gatunku homo sapiens, że jest to równie niezbędne i oczywiste, jak mycie zębów i czyszczenie okularów ;-) Zachęcam też każdego, jak tylko mogę, do wypróbowania w swoim osobistym życiu tej formy dbałości o swoją higienę. Ze swojego doświadczenia wiem i zapewniam, że na dłuższą metę, jest to korzystne nawet wtedy, gdy chociażby z powodu zmęczenia, takie czytanie wydaje się być bezowocną stratą czasu i że jutro z pewnością trzeba będzie do tego samego fragmentu wrócić ponownie. Strata czasu jest tylko pozorna. Mimo wszystko warto czytać codziennie!

Nic nie zastąpi prawdziwej, książki i prawdziwego czytania. Nic. Jakkolwiek rozmaite sytuacje sprawiają, że w dobie współczesnych dobrodziejstw techniki, posiłkuję się czasami, książkami "mniej prawdziwymi": E- i A- Bookami; publikacjami elektronicznymi i słuchowiskami, lecz nic, absolutnie nic nie zastąpi Książki. Dużym dobrodziejstwem jest pdf, mobi, prc, mp3 itp., zwłaszcza w czasie podróżowania i dłuższego pobytu poza domem lecz tak naprawdę, to jedynie erzac. Niby smakuje podobnie lecz to nie to samo. I choć z pewnością użyteczne, to jest to jednak jak gaszenie pragnienia kawą cappuccino, herbatą sencha albo czerwonym chianti podanym w plastikowym wiadrze...

Nic nie zastąpi Książki: Tego pierwszego zachwytu, gdy Twoje oczy po niecierpliwym wypatrywaniu wchodzą z nią w bezpośredni kontakt twarzą w twarz (face to face; mano a mano), oczu i okładki, i później, gdy czaruje Ona kształtem czcionki, układem akapitów, makijażem ilustracji itp. Nic nie zastąpi tego momentu, kiedy wchodzi Ona w Twój świat ze swoim zniewalającym zapachem papieru i farby drukarskiej, zniewalającym bardziej niż sławetne Channel 5, czasami zaś nasiąkła zapachem swoich bliskich, braci i sióstr, zapachem zwiedzonych miejsc, napotkanych osób, historii, tajemnic, których przyszło Jej doświadczyć, a których w ten sposób pozwala się jedynie domyślać. Nic nie zastąpi tej chwili, kiedy Twoja dłoń delikatnie Ją ujmuje, kontempluje fakturę papieru a Twe ucho pieści cichy szelest przewracanych kartek. Chciałoby się obdarować wszystkie zmysły, a więc koniecznie przy lekturze należy zagospodarować zmysł smaku, np. filiżanką herbaty, kawy, tudzież innych, odpowiednio szlachetnych, trunków kontemplacyjnych :-)

Tak myślę, taką mam też nadzieję, że skoro już tu jesteś, to należysz właśnie do plemienia i szczepu, tych osób, które w ten właśnie sposób postrzegają Książki, ich świat oraz przyjaźń z nimi. A jeśli nie to życzyłbym Ci, aby niezwłocznie tak właśnie się stało. Poza ewidentnymi korzyściami i owocami takiej przyjaźni, to zdecydowanie najprzyjemniejszy i najmniej zgubny jednocześnie z nałogów, jakie mogą nas opanować ;-)

Niejednokrotnie czytam po dwie i trzy Książki równolegle. Czasami przeplatając to również innymi publikacjami. Bardzo często lubię wracać do tych Lektur, z którymi czuję się najlepiej i najbezpieczniej.

Wcale nie uważam, że trzeba przeczytać wszystko, co tylko wydrukowano czy opublikowano w innej formie. Nie myślę również, że w Księgarni lub Bibliotece zawsze należy sięgać na po nowości. Nigdy nie wybieram do czytania tekstów Autorów, o których z całą pewnością wiem, że ich poglądy albo styl życia nie odpowiada mojej konserwie :-) Nie wydaje mi się bym cokolwiek w ten sposób tracił. Być może ktoś powie, że gubię w ten sposób widzenie całości obrazu świata lecz wyznaję zasadę, że: jeśli czyta się byle co, to życie nie może być inne, jak tylko byle jakie! I jest tym bardziej byle jakie im bardziej byle jakie są nasze lektury. Z drugiej strony, ciekawe, że Ci którzy tak bardzo są przeciwni moim świadomie jednostronnym wyborom, najczęściej tak bardzo pieczołowicie dbają i troszczą się o to co ma spocząć w ich żołądku i nie gustują
w imię oczywiście dbania o całość w tym, co mówiąc wprost, jest niezdrowe lub tylko niesmaczne...

Książki traktuję jako Przyjaciół. Nawet nie jako znajomych/znajome czy kolegów/koleżanki ale właśnie Przyjaciół, z całym błogosławieństwem i ze wszystkimi konsekwencjami związanymi z procesem narodzin, zawiązywania, pogłębiania i owocowania Przyjaźni.

Ciężko jest mi też rozstawać się z Przyjaciółmi, ale czasami, po prostu, pozwalam im odejść. Zwłaszcza gdy odchodzą do innych Przyjaciół :-)

To póki co tyle mego książkowego Credo ;-)

Jak przypomni się lub nasunie coś jeszcze, to niewątpliwie zostanie dodane ;-)

IAK



Wróć do spisu treści